Zebranie naszych najbardziej umotywowanych i uzdolnionych zawodników oraz trenerów w jednym miejscu po to, żeby uzyskać efekt synergii jest jednym z naszych największych wyzwań, ale jest to wykonalne.
Rok 2020 rozpoczęty, kolejny bój o medale olimpijskie przed nami
Koniec starego roku oraz początek nowego to zwykle czas podsumowań i refleksji na temat tego czego dokonaliśmy w ciągu ostatnich 12 miesięcy, co zrobiliśmy dobrze, a co trzeba poprawić, czy udoskonalić. Jest to również czas zadawania pytań, np.: gdzie jesteśmy?; czego dokonaliśmy?; co dalej? Już za kilka miesięcy rozpoczynają się Igrzyska Olimpijskie w Tokio, a to szczególnie mobilizuje mnie do próby poszukania odpowiedzi.
Trener reprezentacji Jugosławii z lat 80-tych i 90-tych Dusan Osmanagic powiedział: „Trener, który nie chce wychować mistrza świata powinien się zająć czym innym, nie ma kwalifikacji do bycia trenerem”. Przyjmując to założenie (Jugosławia w Drużynowych Mistrzostwach Świata w Chibie w 1991 r. zdobyła srebrny medal), zastanawiam się nad tym, jak organizujemy działania szkoleniowe w Polsce na drodze do zdobycia tytułu Mistrza Olimpijskiego. Jeśli przyjmiemy, że o stanie systemu szkolenia w danym kraju świadczą medale olimpijskie w turnieju drużynowym (trzeba wyszkolić przynajmniej 3 wysokiej klasy zawodników i zawodniczek), to wyłania się taka oto czołówka ostatnich trzech turniejów olimpijskich w konkurencji drużynowej:
Pekin 2008 r.
Kobiety: Chiny, Singapur, Korea
Mężczyźni: Chiny, Niemcy, Korea
Londyn 2012 r.
Kobiety: Chiny, Japonia, Singapur
Mężczyźni: Chiny, Korea, Niemcy
Rio 2016 r.
Kobiety: Chiny, Niemcy (2 Chinki), Japonia
Mężczyźni: Chiny, Japonia, Niemcy
Wszystkie 6 złotych medali zdobyły Chiny, 4 medale zdobyła reprezentacja Niemiec, 3 Korea, 3 Japonia, 2 Singapur (tylko kobiety).
Szczegółowa analiza różnic pomiędzy systemami szkolenia medalistów olimpijskich a naszymi polskimi rozwiązaniami wymagałaby obszernych studiów, dlatego skupię się na, według mnie, jednym z kluczowych czynników.
Wszystkie kraje, które zdobyły medale olimpijskie w konkurencji drużynowej mają bardzo dobrze zorganizowane szkolenie centralne: Chiny – ośrodek w Pekinie, Korea Płd.-Seul, Japonia-Tokio, Niemcy-Dusseldorf, Singapur-Singapur. W tych ośrodkach skumulowany jest największy potencjał szkoleniowy w postaci najlepszych zawodników, trenerów, fizjoterapeutów oraz organizacyjny (hala, sprzęt, odnowa, fizjoterapia i inne). Skupienie tych czynników w jednym miejscu tworzą warunki o ponadprzeciętnym potencjale opartym na zasadzie synergii.
A jak to wygląda w naszym kraju? Czołowi seniorzy trenują w małych grupach, w kilku różnych miastach w Polsce oraz w ośrodku niemieckim (Ochsenchausen). Daniel Górak, Patryk Chojnowski i Artur Grela ćwiczą w Gdańsku, Konrad Kulpa i Tomasz Kotowski w Toruniu, Marek Badowski i Jakub Folwarski w Grodzisku Mazowieckim, Robert Floras w Rzeszowie. W Ochsenchausen na co dzień szkolą się Jakub Dyjas oraz dwóch naszych czołowych juniorów. W niektórych z tych krajowych miejsc nie ma trenera odpowiedzialnego za organizację, planowanie i monitorowanie szkolenia. Zawodnicy trenują po prostu sami, według własnego uznania.
Jeśli chodzi o seniorki, to również widać rozproszenie. Natalia Bajor oraz Anna i Katarzyna Węgrzyn szkolą się we Wrocławiu, nasze najbardziej utytułowane zawodniczki Natalia Partyka i Katarzyna Grzybowska w Gdańsku, natomiast Mistrzyni Europy Li Qian trenuje poza granicami Polski.
W działaniach wojennych dowódcy stosują zasadę konsolidacji sił i środków tworzących maksymalną siłę uderzenia, co opisuje wielokrotnie dr Jacek Bartosiak w swojej książce “Rzeczpospolita pomiędzy lądem a morzem”. Jednocześnie chodzi o to, żeby korzystając z warunków geograficznych, dzielić siłę przeciwnika na mniejsze grupy i bić ich podzielonych na części. Taka strategia daje największe szanse na pokonanie przeciwnika.
Przeciwnie do strategii z sukcesem stosowanej na polu walki zbrojnej, w naszej dyscyplinie zawodnicy i trenerzy są rozproszeni i od lat bici przez rywali. Wskazuje na to brak naszych drużyn na podium Igrzysk Olimpijskich w turnieju drużynowym. Nawiasem mówiąc, nie mamy też żadnego medalu w innych konkurencjach.
Tenis stołowy jest sportem walki, dlatego uważam, że zasady działające na polach bitewnych mogą mieć zastosowanie w naszej dyscyplinie sportu. Zebranie naszych najbardziej umotywowanych i uzdolnionych zawodników oraz trenerów w jednym miejscu po to, żeby uzyskać efekt synergii jest jednym z naszych największych wyzwań, ale jest to wykonalne. Nie ma przecież żadnych geograficznych przeszkód, żeby to zrobić: żadnych rzek do przeprawy, gór do przejścia, bagien do ominięcia. Jedyną trudnością może być zmierzenie się z własnymi przekonaniami, uprzedzeniami i stereotypami. A może i nawet tych przeszkód nie ma… Przed Tokio możemy już nie zdążyć, ale jeśli chcemy optymalnie przygotować się do następnych Igrzysk w Paryżu w 2024 r., to na decyzje nie zostało wiele czasu. Chyba, że chcemy ciągle powtarzać te same błędy i biernie czekać na kolejne niepowodzenia.
Tomasz Redzimski