Zdjęcie: CHINY, Dengfeng: Sesja treningowa mnicha-wojownika. (Foto: Cancan Chu/Getty Images)
FUNDAMENTY 5 – refleksje Jana Ciepiała na temat warsztatu w zakresie treningu taktycznego
Od dawna przymierzałem się do wzięcia udziału w warsztatach z cyklu Fundamenty – Trening Taktyczny (Fundamenty 5). Wszystkie cykle warsztatów są istotne, bo zazębiają się tworząc spójny proces szkoleniowy, ale zagadnienia taktyki to mój ulubiony wątek. Z powodu pandemii COVID – 19 warsztaty odbyły się za pośrednictwem Skype. Uważam, że to świetny pomysł, bo Skype ułatwia szkoleniowcom dostęp do wiedzy i ogranicza koszty do minimum. Głównie mam na myśli zaoszczędzony czas. Po kilku miesiącach nadarzyła się okazja, by odświeżyć warsztaty. Skorzystałem z niej czerpiąc satysfakcję. Każde warsztaty są niepowtarzalne i wnoszą nowe wątki. Przed przystąpieniem do Fundamentów 5 wiązałem nadzieję, że zajęcia odmienią i zaktualizują mój warsztat szkoleniowy i nie zawiodłem się. Chętnie podzielę się refleksami na temat szkolenia.
Kontekst Fundamentów 5 kojarzy mi się z Hongkongiem. Większość modeli politycznych stanowi przypis do Hongkongu. Cokolwiek się dzieje na świecie w chwili obecnej prawdopodobnie już wydarzyło się w Hong Kongu do 1997 roku. To wyjątkowe miejsce przypomina tygiel społeczny i kulturowy, w którym mieszają się wpływy tradycjonalizmu z modernizmem, nacjonalizmu z kosmopolityzmem, totalitaryzmu z demokracją, konsumpcjonizmu z ekologizmem oraz orientalizmu z westernizacją. To artykuł o sporcie, więc przejdę do sedna. Chiny to mocarstwo, na które wielokrotnie napadano. W XVII wieku agresji dokonali Mandżurowie. Chińczycy narodowości Han jako bastionu powstańczego użyli Klasztoru Shaolin. Gdy agresorzy podbili Shaolin wojujący mnisi zostali zmuszeni do ucieczki. Między innymi Ng Mui – legendarna wojowniczka o bajecznych umiejętnościach. Ng Mui musiała z czegoś żyć, więc zaczęła szkolić niewiasty odpowiednio modyfikując styl kung-fu, by pasował do gabarytów kobiecych (siłę zastąpiła szybkość). Jej pierwszą uczennicą została młoda dziewczyna niepospolitej urody. Nazywała się Wing Chun. W czasach, gdy o zaręczynach decydował ojciec panny młodej, o rękę Wing Chun zaczął się starać potężny i wpływowy gangster. Bandyta zaprawiony w bojach i napadach. Wing Chun nie czuła mięty do rabusia, ale był groźny i nieobliczalny, więc…. obiecała że wyjdzie za niego, jeśli zwycięży ją w walce wręcz. Bandyta przegrał. Wing Chun przekazała sekrety kung-fu kolejnemu pokoleniu uczniów, a oni następnemu, aż trafiamy na grunt Hongkongu, gdzie mistrz Ip Man uczy stylu Wing Chun młodego aktora i tancerza snobującego na ulicznego zabijakę. Chłopiec nazywa się Bruce Lee. Trafił pod opiekę Ip Mana, bo srodze oberwał w trakcie ulicznej zwady(modne były wtedy ustawki zwane po kantońsku beimo). Bruce nie przegrał dlatego, że ustępował rywalowi talentem lub mniej ćwiczył. Nic z tych rzeczy. Trening stanowił obsesję Bruce’a. Przegrał, gdyż posługiwał się nieefektywnym stylem. Dał się zwieść propagandzie że style kung-fu wyprzedzają inne style walki. Gorzka porażka stanowiła impuls do przewartościowania wartości. Bruce zadał sobie pytanie: co decyduje o zwycięstwie, jakie czynniki sprawiają, że wygrywasz? Odpowiedź sugerowała statystyka pojedynków mieszanych stylów walki. Formuła beimo umożliwiała pojedynki nie tylko rozrabiakom zwanym w kantońskim slangu ,,teddy boys’’ ale także profesjonalistom. Modę na kung-fu w Hongkongu sprowokował jeden z takich pojedynków. Potyczka między tradycjonalistycznym zwolennikiem kung-fu – Wu Gongyi oraz zwolennikiem pięściarstwa – Chen Kefu. Chen Kefu był młodszy o dwadzieścia lat od rywala i reprezentował młode pokolenie. Właściwie to reprezentował wszystko, co stanowiło antytezę stylu bycia Wu Gongyi. To był pojedynek na gołe pięści oraz ideologie. Bruce Lee w trakcie obserwowania pokrewnych pojedynków odkrył, że efektywność kung-fu to mit. Niektóre techniki przypominały balet i nie sprawdzały się w twardej potyczce. Balast stanowiły niektóre schematy. Takie odkrycie, to był szok dla młodego adepta kung-fu. Szok, który sprawił że Bruce otworzył się na nowe style walki. Gdy wymagała tego sytuacja tańczył niczym Ali, w dystansie boksował a w półdystansie stosował techniki Wing Chun. Wszystko po to, by zwyciężać.
Ta długa dygresja oddaje nastrój jaki towarzyszył mi w trakcie warsztatów o taktyce w tenisie stołowym. Wszystkie moduły przerabialiśmy w oparciu o statystykę zdobywania punktów. Wnioski płynące ze statystyki obalają wiele mitów na temat wygrywania. Przyznam szczerze, że przed rozpoczęciem warsztatów nie miałem pojęcia, iż bekhendowy flip z boczną rotacją zwany w ,,kantońskim’’ żargonie bananem/czikitą a w chińskim oryginale ,,ningla’’ ma znikomy wpływ na zdobywanie punktów. Większość książek, artykułów lub filmów o tenisie stołowym stanowi przypis do wcześniejszych materiałów, jak przykładowo do Integralnego Tenisa Stołowego. Mam na myśli, że kogoś kto zna Integralny Tenis Stołowy trudno czymś zaskoczyć w zakresie metodyki treningu, a jednak w trakcie telekonferencji, czy warsztatów: Fundamenty, wielokrotnie aktualizowałem swoje przekonania. To niesamowite, że po tylu latach zdobywania wiedzy, wciąż coś jest w stanie mnie zaskoczyć lub nawet zszokować. Bruce Lee pod wpływem statystyki mieszanych sztuk walki stworzył własny styl – Jeet Kune Do. Każdy z trenerów tenisa stołowego po owocnych warsztatach czyni to samo w zakresie własnej grupy treningowej. Nowe wnioski prowadzą do nowego systemu szkolenia.
Warsztaty stanowią też okazję do skonfrontowania cudzych modelów szkolenia z własnym. Jak wspominałem w trakcie warsztatów: Atom posiada sporo przestrzeni. W sporcie istnieje przestrzeń oddzielająca mistrza świata od wicemistrza. Nawet geniusze wyczuwają się wzajemnie. Istnieje przestrzeń pomiędzy ligami, pomiędzy zespołami tej samej ligi. Między liderem a wiceliderem w każdym klubie. Przestrzeń, przestrzeń, przestrzeń… Warsztaty to elitarna przestrzeń, którą wypełniają profesjonaliści, selekcjonerzy kadr wojewódzkich lub narodowych. Nie tylko uczę się z warsztatów ale także od Tych ludzi, dzięki giełdzie informacji.
Jan Ciepiał