Jarek Reszko (http://www.integralni.org): Cześć Jurku, siedzimy na najwyższym piętrze wieży widokowej pałacu w Starbieninie, kończą się właśnie Warsztaty Integralnego Rozwoju. Korzystając z okazji, że jesteś tu z nami, mam kilka pytań. Co kojarzy się Tobie ze słowem „integralny”?
Jerzy Grycan: Przede wszystkim to jest coś pełnego, kompletnego, coś co zawiera w pełni (jeśli chodzi na przykład o człowieka) różne jego aspekty – ciało, umysł, Ducha, cień… uwzględnia “wszystkie ćwiartki’” ciało, umysł, organizację i kulturę, to co się wiąże z całościowym podejściem…Jestem związany ze sportem, tenisem stołowym, słowo “integralny” kojarzy mi się specyficznie, z rozwojem zawodnika, który zwraca uwagę na te wszystkie aspekty o których wspomniałem; z rozwojem zawodnika, ale też i grupy, organizacji, kultury – szeroko rozumianego środowiska.
JR: Jak to się stało, że w swojej pracy trenerskiej dostrzegłeś potrzebę tak szerokiego spojrzenia w Twoim wypadku na tenis stołowy, na zawodnika i na cały system szkoleniowy?
JG: W naturze sportu wyczynowego jest dążenie do doskonałości. Samo słowo wyczyn, oznacza, przekraczanie – siebie, swoich możliwości. Nie jest to powszechne spojrzenie, ale sądzę, że w każdym z nas jest taki sportowiec, jest taki “ktoś, kto przekracza swoje ograniczenia’” rozwijając swój potencjał jak najpełniej. Obok „kontrolera”, „sceptyka” czy „Wielkiego Umysłu”…każdy z nas ma w sobie takiego „Ostatecznego Sportowca”…
JR: Ale niektórym osobom nie chce się uprawiać systematycznie, nawet „lekkiego” sportu, rekreacyjnie i w takim wypadku, gdzie ma miejsce przekraczanie?
JG: To jest też różnica między sportem wyczynowym i rekreacyjnym. Wyczynów dokonują ludzie, którzy mają, przynajmniej na początku, potrzebę wyższych osiągnięć. Tacy, którzy chcą coś więcej osiągnąć niż to, czym zadowoli się przeciętny człowiek, zresztą dotyczy to każdej ich aktywności. Oczywiście nie każdy może i musi być wyczynowym sportowcem. Ale też wydaje mi się, że to jest uniwersalna wartość – w każdym z nas jest jakaś tęsknota, którą zaspokaja sport, to jest ta tęsknota wyczynu, dokonania czegoś niezwykłego, zrobienia w swoim życiu czegoś, co jest nieprzeciętne.Wydaje mi się, że może to dotyczyć również innych dziedzin, np. muzyki, biznesu. Odkąd pamiętam, zawsze interesowałem się sportem. Od chwili, kiedy uświadomiłem sobie, że chcę być i będę trenerem, że będę organizował zajęcia sport, od początku szukałem rozwiązań, które wcześniej nazywałem systemowymi, holistycznymi, kompleksowymi. Szukałem takich rozwiązań, które wykraczały poza przeciętność.
JR: Szukałeś doskonałości?
JG: Od początku szukałem doskonałego systemu. To była wręcz pasja, może zakrawająca czasami na obsesję, w wąskiej dziedzinie, którą się zajmuję (choć w tenisa stołowego gra ponad 300 milionów ludzi). Szukałem nie tyle systemu szkoleniowego, który będzie doskonały, ale szukałem czegoś, co „zmiecie” dotychczasowy system szkoleń. Robiłem to świadomie przez wiele lat. To nie jest przypadek. Studiowałem najlepszych, nauczyłem się chińskiego w pół roku, bo od Chińczyków trzeba było się uczyć, to oni byli najlepsi. Wiele rzeczy zdobywałem z ogromną pasją. Prowadziła mnie idea doskonalenia systemu szkoleniowego, który z jednej strony umożliwia osiągnięcie mistrzostwa, ale z drugiej prowadzi do rozwoju samego człowieka. Dlatego studiowałem przez cztery lata Gestalt, uczyłem się NLP. Cały czas się uczę… „integralna transformacyjna praktyka” wydaje mi się mieć szczególne miejsce…
JR: Na początku rozmowy, gdy zapytałem Ciebie o pojęcie „integralny”, wspomniałeś o ćwiartkach. Czy mógłbyś coś więcej powiedzieć o tym?
JG: Są związane z koncepcją Kena Wilbera, z jego modelem „wszystkich kwadrantów, wszystkich poziomów, wszystkich linii, stanów i typów”, w skrócie AQAL. Według mnie to najdoskonalszy model rzeczywistości.
JR: Czy można powiedzieć, że po wielu latach poszukiwań i dążenia do opracowania doskonałego systemu, w twoim wypadku sportowego systemu szkoleniowego, odkryłeś model Wilbera?
JG: Po drodze, bo też do Wilbera tak dochodziłem. Na początku poprzez literaturę, czytałem pierwsze książki przetłumaczone na język polski „Niepodzielone” i „Śmiertelni, nieśmiertelni”. To było coś fascynującego, fascynujące doświadczenie. Chociaż muszę powiedzieć, że pierwsze czytanie „Niepodzielonego” było bardzo ostrożne, wielu rzeczy nie rozumiałem. Dopiero podczas drugiego, trzeciego czytania stawały się coraz bardziej zrozumiałe. Po latach, łącząc to z moimi innymi doświadczeniami i poszukiwaniami, dostrzegłem z perspektywy właśnie wilberowskich ćwiartek (kwadrantów), że w sporcie dominowała przede wszystkim praca nad ciałem. To już się trochę zmienia, ale wcześniej było takie nastawienie. Dużo w tej kwestii zrobił Małysz, promując rolę psychologa w swojej ekipie. Odnosząc się do modelu Wilbera, jest jeszcze dużo do zrobienia, tj uwzględniania innych dziedzin w procesie szkolenia sportowego.Sport ma bardzo dużo do zaoferowania. Sport wyczynowy, dzięki niemu dokonano wielu odkryć, które stosuje się w innych dziedzinach, np. badania związane z odpornością psychiczną.Powszechnie w sporcie w małym zakresie wykorzystuje się umysł, ale są ludzie, którzy w różnych częściach świata właśnie to robią i to na najwyższym poziomie.
JR: Czy można powiedzieć, że Twoja książka „Integralny tenis stołowy” jest podsumowaniem Twoich badań nad wypracowaniem najbardziej integralnego systemu szkoleniowego w tenisie stołowym?
JG: Idea, która przyświecała moim wczesnym poszukiwaniom, to była próba „kompleksowego” i „systemowego” ujęcia zagadnień, którymi się zajmowałem. Na pewno jest to podsumowanie i synteza moich ponad trzydziestoletnich poszukiwań, analiz, błędów itp. Pracowałem jako trener w różnych miejscach, przez około 20 lat byłem trenerem kadr narodowych Polski i Australii i te doświadczenia w głównej mierze zawarłem w swojej książce.
JR: Na początku rozmawialiśmy o pojęciu „integralny”, czy w Twoim rozumieniu wiąże się to pojęcie z Rozwojem?
JG: Integralny, pełny, przede wszystkim kojarzy mi się z rozwojem. To przekonanie udało mi się wyrobić w sobie stosunkowo wcześnie. Trochę tak się moje życie potoczyło, a też wpłynęli na to ludzie, których spotykałem w swoim życiu i czytane lektury. Rozwój stał się moją obsesją, a w każdym razie czymś, co kierowało moimi poszukiwaniami. Pracując jako trener, czy poszukując rozwiązań całościowego systemu szkolenia, głównym celem zawsze był rozwój zawodników, ludzi. Trenując tenis stołowy, który można też traktować jako metaforę każdej aktywności, zastanawiam się, jak można w sposób najpełniejszy przy okazji jej wykonywania rozwinąć człowieka i środowisko w którym się porusza.
JR: Jeżeli mówisz o rozwoju, to czego się spodziewasz po człowieku, zespole?
JG: Wychodząc od rzeczy specyficznych, to ma być ktoś, kto ma harmonijnie rozwinięte ciało i umysł. Np. harmonijnie rozwiniętą motorykę. Jest to ktoś, kto jest odporny psychicznie, jest to ktoś, kto potrafi współpracować w zespole, jest to ktoś, kto potrafi kierować swoim życiem w pełniejszym wymiarze.
JR: Czy można by było użyć tu słowa człowiek szczęśliwy, spełniony w wymiarze sportowym i osobistym?
JG: Rozwój nie zawsze daje łatwe zadowolenie, jest on czasami trudny, a właściwie to często jest bolesny. Jednak daje większe zadowolenie na głębokim poziomie. Tak to odbieram. Jeśli się rozwijamy w integralny sposób, to nie sprowadza się to tylko do pozytywnego myślenia, jest to bardziej wymagające. Tak samo jak wyczyn. Chodzi o przekraczanie siebie. Rozwój to jest, świadomość swoich słabych stron, świadomość swoich ograniczeń, to jest czasami zajmowanie się swoim cieniem. Jest to niezmiernie trudne, ale daje niesamowitą satysfakcję na głębszym poziomie. Myślę, że można to nazwać szczęściem.
JR: Jesteś wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie. Co mógłbyś powiedzieć młodym ludziom, którzy zaczynają uprawiać sport, myślą o tym?
JG: Oczywiście to miłe co mówisz, ale ja po prostu robię z pasją to co robię. Co bym powiedział? uczyć się od najlepszych, obserwować siebie i swoje działania, stale starać się je udoskonalać, zachowywać postawę doskonalenia się, pracować nad sobą, rozwijać się, pamiętać, że sukces to nie jest miejsce przeznaczenia, lecz proces, to sposób podróżowania, sposób podchodzenia do tego co robisz…. i bawić się „tańczeniem swojego tańca”…
JR: Ostatnio zorganizowałeś udaną dwutygodniową konferencje dla trenerów na temat integralnego treningu tenisa stołowego, wydaje mi się, że to nie koniec Twoich zamierzeń?
JG: Tak, ta konferencja, „Integralny tenis stołowy” była poświęcona metodom osiągania wyższych poziomów w treningu, w szkoleniu, w organizacji, w sposobie zarządzania działaczy i ogólnie podniesienia jakości życia wszystkich uczestniczących w procesie szkolenia sportowego. Chciałbym, aby materiał przygotowany z okazji tej konferencji, przy okazji szkolenia prawie 40 instruktorów tenisa stołowego, wystąpienia tych wszystkich fantastycznych ludzi, stał się dla mnie ukierunkowaniem dalszej mojej pracy. Jest to dla mnie ogromny potencjał do wykorzystania i satysfakcja, że udało się wszystkich zebrać. Dodatkowo cieszę się, że powstał zespół ludzi zaangażowanych, obsługujących konferencję, zespół, który się sprawdził. Są to wszystko osiągnięcia tej konferencji, które chciałbym w jakiś sposób wykorzystać, przygotowując w przyszłości jeszcze lepsze spotkania. Zgodnie z ideą doskonalenia. Chcę podkreślić, że cenną sprawą jest spotkanie się wszystkich i trenerów i prowadzących i to z nimi można będzie wspólnie w przyszłości takie przedsięwzięcia realizować. Moim marzeniem (oprócz działań, które robię do tej pory, szkolenia, warsztaty, obozy itd.), jest zbudowanie integralnego ośrodka, obejmującego swym działaniem kilka obszarów, w jednej wersji może to być ośrodek integralnego tenisa stołowego, w szerszej wersji integralne centrum sportu, a w jeszcze szerszej stworzenie centrum integralnego rozwoju o jakim rozmawialiśmy na naszych „integralnych” spotkaniach…
JR: Być może da się to połączyć?
JG: Być może da i będzie to na pewno wyzwanie mojego życia.
JR: Dziękuję za rozmowę.Starbienino, 20 lipiec 2008 r.
 
Źródło:  www.integralni.org