Mateusz Przybył ( Stolowy.pl ): Dlaczego nie pełni już Pan roli kierownika wyszkolenia PZTS?

Jerzy Grycan: Tak powierzchownie mówiąc nie znaleźliśmy wspólnego rozwiązania na poważną i perspektywiczną współpracę. Więcej szczegółów podałem w liście do członków Zarządu na swoim blogu: “Krótka historia o szkoleniu w PZTS” .

MP: Nowe władze obiecały wiele zmian na lepsze. Czy Pan je zauważa?

JG: W tym co robią nowe władze z założenia staram się widzieć pozytywne intencje i życzę nowym władzom jak najlepiej. Im lepiej się dzieje w PZTS, tym lepiej dla tenisa stołowego w tym kraju i dla ludzi, którzy zajmują się tenisem stołowym, jak ja.

MP: Przed wyborami Andrzej Kawa chwalił się swoim programem wyborczym, że uzdrowi on polski ping pong. Czy Pana zdaniem była to tylko zagrywka “przed wyborcza”?

JG: Zakładam, że miał i ma takie intencje. Andrzej Kawa dostał poparcie większości do prowadzenia PZTS według swojej koncepcji. Teraz wypełnia wolę wyborców. Odpowied? poznajemy i poznamy po owocach…

MP: Jest Pan przykładem osoby, która swoje życie poświęciła naszej dyscyplinie. Czy czasem nie odechciewa się Panu tenisa stołowego?

JG: Czasem się odechciewa… Zwłaszcza jak to nazwał jeden z moich przyjaciół, moje próby twórczej współpracy z PZTS to „kolejne starty, i bardzo twarde lądowania”. PZTS to jest tylko przykład działania całego szerszego monopolistycznego i cynicznego systemu, opartego na ideach wziętych z Kawki i z Orwella. I myślę, że to nie kwestia tenisa stołowego, i nawet nie kwestia konkretnych ludzi. Ten system nie ma wbudowanych w sobie idei rozwoju, świadomości, mistrzostwa, szacunku dla człowieka, wyższych wartości itp. Dla mnie tenis stołowy jest tak samo dobrym narzędziem  dla promowania powyższych wartości jak wiele innych dziedzin czy dyscyplin. To kwestia „kim jesteśmy”, „co tu robimy” i „dokąd idziemy”.

MP: Myśli Pan, że kiedyś w końcu Polski Związek Tenisa Stołowego zacznie działać jak należy?

JG: A jak należy? Możemy tu mieć bardzo różne przekonania, wyobrażenia i wizje. Prawdopodobnie według większości wybranych nowych władz teraz wszystko działa „jak należy”. Według mnie na przykład należałoby uczyć się tenisa stołowego od najlepszych, tworzyć uczącą się organizację, oprzeć organizacje na nadrzędnych wartościach itp. Aktualnie jednak w PZTSie o tym „jak należy” decydują władze które wybraliśmy, takie na jakie nas stać.

MP: Wiele pracy kosztowało Pana ułożenie kalendarza PZTS. Pomagało wiele osób. Potrafił Pan stworzyć zespół ludzi, którzy mają wspólny cel. Władzom PZTS się to nie udaje.

JG: Moim zdaniem Kalendarz PZTS jest przykładem dokumentu szkoleniowo-organizacyjnego, który ma służyć wszystkim ludziom tenisa stołowego w kraju. Wszyscy powinni być wysłuchani, zaangażowani w proces jego tworzenia – jedni potrafią sprecyzować cele, inni dzielą się pomysłami konkretnych rozwiązań, inni świetnie wychwytują błędy, jeszcze inni chętnie zabiorą się do konkretnego działania dla wspólnego celu. Każdy z nas ma różne umiejętności i talenty, i jak mówią Japończycy „nikt nie jest tak inteligentny jak my wszyscy”. Z pewnością nie da się wszystkich zadowolić, ale według mnie w takiej organizacji jak Związek Sportowy należy twórczo angażować wszystkich. Moim zdaniem to czego szczególnie nam brakuje to kultury zespołowego działania.

MP: Zostawmy temat PZTS. Czy Pana zdaniem poziom trenerów w naszym kraju się poprawia?

JG: Na potrzeby Europy jest ok. Gorzej jeśli chodzi o wymagania światowego tenisa stołowego, który ostatnio uciekł całej Europie.  Sądzę, że trzeba byłoby zintensyfikować szkolenie trenerów, unowocześnić cały system szkolenia trenerów i instruktorów na różnych szczeblach – analiza gry, kompleksowe badania, indywidualne programowanie szkolenia, rozumienie podstaw jakości techniki i taktyki gry, wykorzystanie nowoczesnej technologii, meta-umiejętności szkoleniowe (związane z tak zwanym treningiem mentalnym) to tylko niektóre przykładowe zagadnienia wymagające szkoleń.

MP: A na jakim etapie jest szkolenie w klubach?

JG: Wydaje mi się, że przegrywamy z innymi dyscyplinami pod względem  organizacji, marketingu, udziału w mediach itp. Myślę, że mamy nawet wiele pozytywnych wzorców w kraju, gdybyśmy tylko stworzyli mechanizmy wzajemnego uczenia się.

MP: Wiele drużyn w ekstraklasie nie prowadzi,  lub też prowadzi szkolenie z marnym skutkiem. Czy nie myśli Pan, że dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie np. Ligi Juniorów wzorem piłki nożnej czy żużla?

JG: Nie przypuszczam, aby dla nas dobrym pomysłem była liga dla juniorów, chyba że w formie turniejowym. Myślę, że należałoby przepracować cały system rozgrywek (zwłaszcza turniejów), aby były bardziej otwarte dla każdego i elastyczne. Tu rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zupełnie nowego systemu rankingowego. Dla juniorów bardzo dobrym rozwiązaniem jest granie z seniorami. Badania australijskie w tenisie ziemnym wykazały na przykład bardzo ważną rolę pewnej ilości gier młodzika, kadeta lub juniora z dorosłymi dla dalszego rozwoju sportowego.

MP: W naszym kraju mieliśmy wielu uzdolnionych graczy. Niestety, wielu z nich po skończeniu wieku juniora przestało się rozwijać. Dlaczego?

JG: Wyszkolenie dobrego seniora czy seniorki to proces wieloletni. Składa się z szeregu etapów. Na każdym etapie są pewne lekcje do przepracowania. Jeśli na pewnym etapie nie zrobimy tego co trzeba, to z góry możemy przewidzieć, że „nic z tego nie będzie” (z dużym prawdopodobieństwem). Dlaczego „zdolny” junior się nie rozwinął? Bo na przykład nie rozwinął zwinności, nie opanował techniki i nie nauczył się radości z samej gry i walki gdy miał 7-12 lat, bo nie nauczył się podstawowych postaw i meta-umiejętności (nie miał treningu mentalnego) związanych z profesjonalnym trenowaniem gdy miał 13-16 lat, nie rozpoczął intensywnego (wielogodzinnego) treningu  i nie nauczył się samodzielnego myślenia taktycznego i twórczego rozwiązywania problemów w grze gdy miał 17-20 lat i nie znalazł potem odpowiednich profesjonalnych warunków (klubu, trenera itp.) itp. A co robił przez te wszystkie lata? Od najmłodszych lat trenował na przykład jak senior, grał dużo w zawodach, które były dla niego, trenera i rodziców priorytetem. Nie tylko dla nich, taki system stworzył ktoś dla całego sportu. Punktów na zawodach dla dzieci i młodzieży cały czas pilnowali prezesi i członkowie zarządu  klubu. Oczywiście w seniorach okazało, że „zawodnik już jest wypalony”, albo „musi się leczyć”, albo „nie umie grać na obronę”, albo „słabo odbiera serwy”, albo stwierdzamy, że „ci Chińczycy są jacyś tacy szybsi’, a nasz były mistrz juniorów nie radzi sobie w życiu (pije, pali, całą noc siedzi przed komputerem lub na nocnej imprezie itp.). Tu jest potrzebna bardzo złożona i mądra praca zespołowa. Wielu ludzi musi w odpowiednio skoordynowany sposób pracować przez wiele lat, aby był efekt pełnego rozwoju. I ta droga jest pełna różnych zagrożeń – różnych „podpowiadaczy”, „działaczy”, „ambitnych rodziców”, „niedouczonych trenerów”. I jak w tym wszystkim ma się znaleźć dziecko?

MP: Inne kraje, takie jak Francja, Niemcy czy Rumunia dbają o rozwój swoich zawodników. Jaka jest metoda na sukces zawodnika po ukończeniu 18. roku życia?

JG: Francja jest bardzo bogata i ma bardzo rozwinięte programy centralne. Na przykład kilku utalentowanych francuskich juniorów nie gra w lidze i szykuje się tylko do cyklu zawodów międzynarodowych. Niemcy mają przede wszystkim szkolenie oparte na silnych klubach. Rumuni prowadzą bardzo intensywne szkolenie w kilku ośrodkach. Wydaje mi się, że akurat te kraje nie muszą być dla nas najlepszym wzorcem. My też mamy swoje programy i doświadczenia. Metodą na sukces jest wieloletni rozwój „krok po kroku”. Ale kluczem jest tu intensywne szkolenie w latach 17-20. To tutaj powinna być największa objętość treningowa, i to przez kilka lat. Chińczycy mówią, że jeśli zawodnik nie osiągnie światowego poziomu w wieku 18-20 lat, to jest mało prawdopodobne, aby się rozwinął później. Niestety wielu naszych juniorów mało trenuje, bo ma „bardzo ważne zawody w najbliższą sobotę”.

MP: Który z Polski młodych zawodników ma największe szanse na zaistnienie w dorosłym ping pongu? Natalia Partyka? A może Magdalena Szczerkowska lub Piotr Chodorski?

JG: I ci, i wielu innych naszych zawodników, to ogromne talenty. Wszyscy mają szanse. Do nich się odnosi to co powiedziałem wcześniej.

MP: Dziękuję za rozmowę.

JG: Dziękuję.

Warszawa, 2009-08-29